Długa porażka
Dzięki uprzejmości jenaleenardella.com
„Czułem oddech na bandanie. Próbowałem go na ustach, aby chronić się przed powietrzem wypełnionym kurzem, ale gardło wciąż bolało od wdychania. Ziemia pokryła moje włosy i brwi, moje oczy były suche jak papier. Land Cruiser Organizacji Narodów Zjednoczonych, z antenami radiowymi machającymi w bezkresne niebo, wyprzedził nas po prawej stronie i wzniósł pióropusz kurzu z drogi. Zwijałem ostatnią szczelinę w oknie, ale przez otwory wentylacyjne nadal wiał kurz. Pawiany z zaciekawieniem obserwowały nas z pobocza.
Trzech z nas siedziało stłoczonych na tylnym siedzeniu podwójnej taksówki. Nasze spocone plecy przykleiły się do winylowej ławki, gdy przejeżdżaliśmy przez most przez rwący Nil w kierunku miejsca zwanego Lira. Znajdowaliśmy się na ostatnim odcinku czegoś, co wydawało się niekończącą się podróżą z Nashville w Tennessee, przez Kampalę Ugandę, a następnie na północ przez pięć godzin przez region naznaczony przez pokolenie przemocy i strachu. Był rok 2005, prawie dwadzieścia lat, odkąd Armia Pana Oporu (LRA) rozpoczęła w północnej Ugandzie wojnę partyzancką - napadając na wioski, chwytając dzieci i gwałcąc kobiety.
Hamulce. Hamulce. Hamulce!
Na drodze przed nami pojawiają się mężczyźni w mundurach wojskowych, z bronią wycelowaną w naszą ciężarówkę. Gdy zatrzymaliśmy się, żołnierz podszedł do okna kierowcy, a trzech innych mężczyzn z AK-47 otoczyło samochód. Byli źli i zapytali naszego kierowcę o coś, czego nie mogliśmy zrozumieć. Jego odpowiedź była dla nich najwyraźniej niezadowalająca. Gestem nakazali mu wysiąść z pojazdu.
„Nie dzisiaj” - odpowiedział nasz przyjaciel Vincent z siedzenia pasażera.
„Mamy gości”.
Patrząc przez okno, uzbrojeni mężczyźni zobaczyli Edwarda, naszego ugandyjskiego kolegę, mojego przyjaciela Joela i mnie, białych Amerykanów po dwudziestce.
Nie wiem, jak się tu dostałem, pomyślałem, ale wiem, że popełniłem błąd, zamknąłem oczy z powodu narastających mdłości.
Więcej gadania. Zły negocjacje. Wtedy poczułem, że znowu zaczynamy się poruszać. Otworzyłem oczy i wyjrzałem przez tylne okno, aby zobaczyć żołnierzy machających i śmiejących się z nas.
„Czego chcieli?” Zapytałem, ponownie wdychając zakurzone powietrze.
- Łapówka - powiedział Edward. „Myśleli, że gdyby mogli nas wystarczająco przestraszyć, spłacilibyśmy im”.
„Ale nic takiego nie zrobilibyśmy” - dodał Vincent. „Oni są tchórzami”.
Gdy szliśmy dalej w kurzu i upale, żołnierze wciąż ustawiali się na drogach, ja też czułem się jak tchórz.
Joel i ja byliśmy tam, aby odwiedzić małe miasteczko Lira, w którym ponad tysiąc osób mieszkało w obozie dla przesiedleńców wewnętrznych. Nasza raczkująca organizacja, Blood: Water Mission, wysłała nas do operacji wiercenia studni Edwarda i Vincenta, aby mogli w ramach projektu pilotażowego zbudować dziesięć studni z czystą wodą w Lirze. To była nasza okazja, aby zobaczyć, co już zostało zrobione i odwiedzić obozy, w których potrzebny był większy postęp.
W końcu dotarliśmy do przedmieść Liry, gdzie prowizoryczne schronienia wypełniają po obu stronach pospiesznie zbudowanych chat błoto i patyki na ściany, strzechy i plandeki na dachy. W chwili, gdy wróciliśmy do samego obozu, nasz pojazd otaczały tłumy. Joel i ja wyszliśmy pośród gromady dzieci, kur i kóz ”.
(Tysiąc Studni, XIII-XIV)
Jena Lee Nardella założyła Blood: Water jako namiętna, idealistyczna i niewinna 21-letnia kobieta, która wierzyła, że ma moc uratowania świata. Lekcje płynące z walki o jej marzenie to najprostsze, najjaśniejsze, najbardziej przygnębiające, a jednocześnie najbardziej fundamentalne prawdy, jakie można poznać. W tej książce Tysiąc Studni wprowadza nas w koncepcję znaną jako Długa porażka, bitwę, której nie można wygrać, ale w którą i tak powinniśmy i musimy się zaangażować.