Samolubny
Mogłem mieć dziesięć lub jedenaście lat, kiedy moja matka po raz pierwszy nazwała mnie „egoistą”. Nie zdawałem sobie sprawy, że była krytyczna, jej wyraz twarzy nie dawał mi do zrozumienia, że ma dar sarkazmu.
„Samolubny” był rzucany we mnie przez całe moje dzieciństwo i nastolatki. Chociaż poznałem znaczenie tego słowa, nie doceniłem jego siły, ale negatywny wpływ takiego zarzutu był znaczący. Bolesne oskarżenie sprawiło, że poczułem, że jest ze mną coś złego i niewłaściwego. W końcu łatwo było zinternalizować krytykę, była moją matką, wiedziała najlepiej.
Często powtarzała, że Bóg nienawidzi egoizmu i jeśli nie chcę, aby Bóg mnie karał, musiałam być bezinteresowna. „Bóg kocha ofiarę, łagodność jest cnotą” - mawiała. Co piekło!! Nie wiedziałem, co to wszystko oznaczało, no cóż, poza częścią dotyczącą kary. Czułem, że jestem okropną małą istotą ludzką. W wieku trzynastu lat byłem pewien, że mama mnie nienawidzi.
Zacząłem się buntować przeciwko jej autorytarnemu wychowaniu. Próbowała mnie kontrolować, nękając, krytykując i znajdując błędy we wszystkich aspektach mojego życia. Nie mogłem nic zrobić dobrze. Nigdy nie wiedziałem, co ją spłoszy, więc starałem się jej unikać. Czułem się niechciany, zły. Błąd. Byłem zdezorientowany, smutny, zraniony i zły. Moja zdolność kontrolowania emocji została zastrzelona, stałem się bałaganem. Marzyłem o ciągłym znikaniu na straży, nie czułem się bezpiecznie we własnym domu.
Jej niezdolność do kontrolowania mojego ojca i mnie doprowadzała ją do szaleństwa. Zaakceptowała kontrakt w strefie działań wojennych, obwiniając nas za swoją decyzję. Powiedziała, że zamierzamy ją zabić, z tego powodu zdecydowała się przenieść do strefy wojny! (To ma sens, prawda?) Zaskoczyły mnie wiadomości. Ona nie jest poważna. To musi być kolejne zagrożenie. Miałem nadzieję.
Moją jedyną urazą było to, że nie pozwoliłem jej manipulować mną, chciała uległej córki. Niestety (dla niej) byłem dzieckiem o silnej woli, ciekawym i asertywnym. Nie podobała się jej moja indywidualność.
Po prostu nie mogliśmy się dogadać. Próbowałem.
Źle przygotowany do radzenia sobie z żalem, jakiego doświadczyłem, kiedy odeszła, sięgnąłem po alkohol, aby złagodzić ból. Poczucie winy i wstydu były nie do pokonania. Moje życie pełne zgiełku i smutku w końcu ustąpiłem: może przez cały czas miała rację, muszę być samolubny.
Obiecałem sobie, że stanę się bezinteresowny, porozumienie doprowadziło do odrzucenia samego siebie, zwątpienia w siebie, a następnie w końcu do nienawiści do siebie. Osądzałem siebie bezlitośnie, uwięziony w niekończącym się cyklu samookaleczania.
Bardzo się starałem, aby być postrzeganym jako dobry.
Miałem obsesję na punkcie zadowalania innych. Tłumiłem swoje pragnienia i potrzeby O! W jaki sposób szlachetny z mojej strony! Podnosiłem ludzi, doceniałem ich opinie i internalizowałem wszystkie krytyki (większość z nich była niewrażliwymi palantami). Z pewnością wybaczyłem nieuzasadnione przewinienia bez namysłu, musiałem zrobić coś, co uzasadniało ich okropne traktowanie. Czułem się odpowiedzialny za wahania nastroju ukochanej osoby, stawiając na pierwszym miejscu dobre samopoczucie wszystkich, nie mogłem już podjąć decyzji, która byłaby dla mnie korzystna. Moja samoocena uległa zniszczeniu, tęskniłem za miłością i akceptacją (oczywiście warunkową! Ale gówno mnie to obchodziło!)
Usunąłem słowo „nie” z mojego języka, uśmiechałem się, gdy chciałem krzyczeć i kontynuowałem bycie miłym, skromnym i łatwym do wykorzystania idiotą, dopóki tego nie zrobiłem.
Ogólne poczucie cudowności, które chciałem osiągnąć, stało się nieuchwytne, zamiast tego stałem się bardziej niespokojny, urażony. Zacząłem kwestionować słuszność tego, co matka promowała jako „jedyny sposób na życie”. A jeśli to wszystko to bzdury?
Pięć lat temu rozpocząłem terapię, zdeterminowany, aby uczyć się nowych i zdrowych sposobów. To była walka.
Wybaczam mojej matce (to ciągły proces). Ona się nie zmieniła… .Ja.
Byłem pewien, że samozaparcie spowodowało nieodwracalne szkody, ale tutaj bawię się ideą samoopieki. Hej, to początek!
https://ohheyreality.wordpress.com/